20.06.2015 00:02
Siedem godzin w siodelku
Budzę się o 04:10, już na polu zupełnie widno. O 04:35 wypycham mój Derbi CrossCity 125 z garażu. Do furtki popycham motor, jest lekki. Kilkadziesiąt metrów za bramą odpalam motor aby nie budzić osiedle. Silnik się nagrzał trochę, jadę. Godzina 04:40.
Jak się ubrać? Lato lada dzień, upały już mieliśmy w tym tygodniu - ale o piątej nad ranem, po za miastem, temperatura jest 12C. A pamiętajcie, że przy prędkości 80km/h, temperatura odczuwalna jest tylko 7C. Więc jestem ubrany w koszulę, sweatshirt, kurtce skórzanej i kurtce odblaskowej. Super kevlarowe dzinsy Adrenalin - w nich nie czuję ani zimna, ani gorąca. Pod kask kominiarkę. W Pruszkowie jednak muszę się zatrzymać aby ją ściągnąć niżej, zakrywając brwi. Czuć ten chłód!
O godzinie piątej mało kto jest na drodze. A dzień taki długi! Warto rano wstać i pojeżdzić trochę! Co ciekawe - jedyne jednoślady co widzę to skutery. Chłopaki jadący do pracy.
Droga przez Pruszków do Skierniewic, 719, jest w miarę pusta - ruch raczej w kierunek Warszawy. Więc bezstresowo. Najgorszy odcinek to ten ostatni, zanim 719 wbiega w drogę krajową nr. 70. Tu droga jest wązka, prosta, przez las. Spory ruch w kierunek Warszawy; w lusterkach widzę zbliżające się światła TIRa. Goni mnie. Jadę na maksa - prawie 90 km/h, ale światła się ciągle zbliżają. Nie ma gdzie wyprzedzić... Czy on mnie zgniecie jak mucha? Nie ma nawet pobocza, abym mógł zjechać, aby go przepuścić... Dodaję gazu ile się tylko da, nareści dojeżdzam do skrzyżowania z DK70, tam już jest miejsce, może swobodnie wyprzedić.
Dalej do Skierniewic, największy problem staje się chłód. Wyjechałem na cczo, kawa by się przydąla. W Skierniewicach jest Szkocka Restauracja, ale otwiera się o 07:00 a jest 05:50. Nie będę czekał. Ale nie ma alternatywy. Oprócz większych sieciowych stacji benzynowych, typu BP, Shell, większe punkty Orlenowskie, gros malych stacji nie parzy kawy dla klientów. I szkoda, bo jak na litrze ON czy Pb95 zarabia się grosze, to zyski podchodzą ze sprzedaży kawy i innych ekstrasów.
Mam móstwo czasu, więc opuszczam główne drogi, które robią się co raz barzdziej ruchliwe. Jadę w kierunek Makowa, potem skręcam na Lipce Reymontowskie. Takie drogi - gminne - dają mi najwięcej pociechy. Nie ma (prawie) w ogóle ruchu, jadę sobie spokojniej, 50km/h, delektuję się świeżym powietrzem, krajobrazem, przyrodą. W takich warukach smartofon z GPSem i Google Maps jest bardzo potrzebny przy nawigacji.
W końcu trafiam na główną drogę, DK72, przed Brzezinami. A tu nareście hot dog i kawa! Pół godziny przerwy, i ogrzewania się. Tankuję, mieści się tylko 3.8 litra paliwa, a ostatnie tankowanie było 164km temu. Nieźle!
Z Brzezin bocznymi drogami. Na Malczew, Adamów i Jordanów, potem na zachód; Eufeminów i Podwiączyn, i ul. Malowniczą do torów. Nie przekraczam torów - trzymam się pólnocnej strony kolei. Tu znajduje się klasyczne bezasfalcie dla krosów. Jadę sobie ponad pięć i pół kilometrów zanim trafiam na ulicy Łodzi - Edwarda, Konstytucji, Narutowicza - i coż... już Śródmieście! Zero korków! Super skrót! (Tylko dla motocykli typu enduro i rowerów górskich :-))
Jestem w centrum Łodzi przed dziewiątą, umawiam się z córką na śniadanie w OFF Piotrkowskiej (jajka po Benedyktyńsku i czarna kawa).
Po dniu w Łódz czas na powrót.
Wyjazd w miasta o godzinie szczytu to koszmar. Jeden błąd w nawigacji i zamiast trafic w tą małą boczną dróżkę równoległą z torami, trafiam z powrotem do Centrum. Pół godziny zmarnowane (ale za to cenne doświadczenie jazdy w ciężkim miejskim ruchu). Drógo próba wyjazdu z miasta - bardziej konwencjonalna - jadąć na Warszawę. DK72 na Brzeziny. Nienawidzę takie drogi. Wązkie, ciasne, mnóstwo niecierpliwych kierowców, mnóstwo TIRów pędzące w drógim kierunku - każda to fala ciężkiego powietrza, i muszę się skupić na utrzymaniu równowagi mojego lekkiego motocykla (107kg). Po 33km, w Jeziowie czas zjechać z głównej drogi, na moje ukochane drogi boczne. Ależ kontrast - nie ma ani jednego auta przez całe kilometry. Mogę swobodnie się poruszać, bez stresów, spokojnie, w moim tempie. I nagle urok polskiej wsi można dostrzec porządnie. I słoneczko wyszło. I jest cudnie.
Mikulin - Gzów - Byczki - Stare Rowiska - Dębowa Góra - Strobów - Budy Trzcińskie - i myslę sobie, że koniec tej przyjemności - bo boczna droga wpada w DK70. Ale tu niespodzianka miła - droga jest prawie bez ruchu. Od czasu do czasu widzę światła w lustrze, TIRów tu nie ma. No i ten odcinek drogi jest piękny! Polecam! Winkle, lasy, wieczór, słońce, mało ruchu. Ach! to jest życie! Odkręcam do 85km/h. Kamion - Zawady; 15,5km pięknej trasy! Przepuszczam że gros ruchu dziś jedzie sobie autostradą A2. Niestety, przyjemność kónczy się w Zawadach; DK70 wbiega w S8 - przebudowaną Gierkówkę do Warszawy. Nie mam zamiaru najadać się więcej stresu, więc jadę bocznymy dróżkami do Mszczonowa, z Mszconowa do Tarczyna, i już to są 'moje' okolice, znam drogi tu dobrze, i już bez GPSu dojeżdzam do Piaseczna.
Tu mi się fajnie jedzie. Drogi puste, piękny, słoneczny wieczór, chłodnawo się robi, a ja mam sweatshirt w plecaku. Ale już nie daleko do domu... uwielbam taką jazdę. Prawie koniec dnia, ponad siedem godzin w siodelku, ponad osiem godzin w trasie, nie czuję zmęczenia. Pupa nie zdrętwiała (wygodna kanapa). Jedyny problem - kurcz w rękach. Szczególnie podczas stresującej jazdy w ruchy na ruchliwych drogach krajowych. Zjeżdzam z trasy, masuję obiej ręce. A gdy droga jest spokojna, bez ruchu, kurcz mnie nie łapie. Ciekawe.
Kończę dzień w lokalnym moim Orlenie, tankuję. I obliczam. Przejechałem w jednym dniu 323km. Między tankowaniem w Brzezinach a tankowaniem koło domu spalanie było 2,28l/100km. Super! Derbi CrossCity się sprawdził. Fajny sprzęt.
Ani nie bolała pośladki, ani nadgarstki - nic - tylko ten kurcz, powodowany stresem.
Ogromne doświadczenie dla mnie. Trzeba dobrze planować trasę, aby unikać ruchy, TIRy, i wąskich Dróg Krajowych (najgorsza to DK50 - mnóstwo TIRów ze wschodu w konwojach; jadą za szybko, droga wązka, nie ma poboczy).
Będę za nie długo planował kolejną długą wyprawę motocyklem.
Komentarze : 4
Ja im częściej patrzę - tu też zaczynam rozważać Varadero. Ta konstrukcja jak dla mnie nie ma wad.
Jest tylko jedna. Cena często 10 letnich egzemplarzy wynosi 9000-12000. Nowa YBR'ka którą najmocniej rozważam: 10,900 w salonie, ale są już po 8,9 tysięcy u osób, które się "rozmysliły" i sprzedają moto z przebiegiem 400-1700 km z 2014 roku. Tutaj się pojawia zgrzyt: kupić de facto nową Yamahę, czy 8 letnie wiaderko. Jakie by nie było super, to metal, guma, etc. z wiekiem się starzeją i za jakiś czas coś tam klęknie.....
Sam nie wiem
@ GMG
Gdyby okazało się, że nie mogę zrobić Kat A ze względów na zbyt dużą różnicą w dioptrach pomiędzy prawym a lewym okiem, to się zastanowię nad zmianę motocyklu; Varadero jak najbardziej wchodzi w grę - sklep w Piasecznie ma dwa używane Wiadra na stanie :-)
@ mufka
Wiem - bardzo nieprzyjemna droga :-(
Ciągle szukam 'back-road alternatives' :-)
DK50 to jest Tirowa obwodnica Warszawy (oficjalna).
Polecam troszkę szybsze i wygodniejsze moto 125 do turystykowania. Małe Varadero jest idealne, lecisz spokojnie sobie 100km/h, nie masz problemów z tirami, rozpędza się bez kłopotu do 110-125 w zależności od wiatru, można wyprzedzić spokojnie zawalidrogi. Wjedziesz też w lekki teren i spali 3,5litra.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (9)
- O moim motocyklu (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)