Najnowsze komentarze
Ostrzegam wszystkich przed zakupem...
Kolega chyba jeździ i cieszy się z...
Pasterski do: Żarcie w trasie
Próbowałeś może zjeść burger bądź ...
Luketusz do: Bezasfalcie ciągnie
Nie jeździłeś więcej w tym sezonie?
Motocyklem możesz jeździć z takimi...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki

17.04.2016 22:55

Żarcie w trasie

Jazda na motocyklu budzi apetyt. Tym dalej w głąb Polski, tym skromniejsza oferta gastronomiczna. Czy da się wyżywić wyłącznie na hot-dogach ze stacji benzynowych?

Normalnie, jem zdrowo. Pięć porcji świeżych owoców i warzyw dziennie; unikam słodyczy, fast-foody oraz żywność z fabryki. W stolicy naszego kraju, obywatel nie musi długo chodzić aby znaleźć dobrą knajpę aby się odżywić dobrze, zdrowo i za rozsądną cenę. I tak samo jest w Łodzi, Trójmieście, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, w aglomeracji katowickiej - i na Lubelskiej Starówce.

Inaczej to wygląda w trasie. Można jechać godzinami i nie spotkać punktu gastronomicznego godnego postoju. Więc zostaje nam hot-dog ze stacji benzynowej. Mięso MRM ('mechanically-recovered meat'), bułka, i pół litra ketchupu, czosnkowego majonezu lub musztardy, który ozdabia potem twoją kurtkę czy spodnie. Fu, Panie!

Kupiłem raz burrito na stacji BP - Wild Bean Cafe. Pierwszy kęs - gorący, że aż gębę parzy. Drugi - z sam raz. Trzeci, chłodniejszy. Czwarty - już zimny. A piąty - lodowaty. Nie chciało mi się prosić o podgrzewaniu resztek. Więc zjadłem do końca. Co do skutków - rozwolnienie totalne.

Tym dalej po za naszymi nowoczesnymi aglomeracjami, tym trudniej o dobre jedzenie w trasie. 

Godzina 06:00. Stacja benzynowa bez marki, południowe Mazowsze. Pytam, czy jest kawa. "Nie... nie ma kawy... A właściwie - jest! Może sobie pan kupić paczkę kawy mielonej, 500g..."

Pizza i kebab to dwa kroki do przodu. Łatwo zrobić i zarobić, niezła marża motywuje, nawet w małych miasteczkach. Od czasu mojego przyjazdu do Polski w latach 90., poziom pic (pizz?) się poprawił. Dawniek - tekturowy krążek posmarowany ketchupem i pokropiony substancją seropodobną. Dziś - można trafić na arcydzieło. Salami, cztery sery, anchois, karczochy. A kebab? - podwójna baranina na cienkim cieście, ostry sos, proszę.

Do picia - na upał, bezalkoholowy Radler bądź Shandy - mieszanka piwa bezalkoholowego z lemoniadą. Piję też czarną kawę bez cukru; wodę mineralną - gazowaną; sok pomarańczowy.

Są fajne miejsca, gdzie można usiąść, oglądać trasę, przygrzywając coś smacznego, myśląc o przygodach i dalszą drogę. Ale żeby ich znaleźć, potrzebne jest szczęście, albo doświadczenie. Nie każde miasto ma rynek czy plac główny; niektóre miasta (Rawicz) mają rynek a na nim tylko lombard, kantor, chwilówki i biuro pracy zagranicy. Inne miasta (Swarędz, Kalisz) mają świetną ofertę gastronomiczną.

Motocykl otwiera nam Polskę jak żaden inny środek transportu. Można zjechać z trasy tu czy tam, szybko zakręcić bo coś tam było. Warto popierać małą gastronomię - stwarza początki gospodarki opartej o usługach, buduje bazę turystyczną.

Moja ulubiona knajpa w trasie

Moja ulubione miejsce na motocyklowy lunchyk. Niestety, za blisko domu. Więc często początek czy koniec wyprawy tu - przy chrupiącym taco z wołowiną, sałatą, śmietanką, serem i ostrym sosem. Nicki's, na ul. Puławskiej, południe Warszawy. Trudny jednak jest lewy skręt w Kajakową jak się jedzie na Piaseczno :-(

Mam nadzieję, żę za kilka lat powstaną tysiące nowych knajpek po całej Polsce, abyśmy motocykliści mogli się dobrze odżywiać w trasie!

WIDZIŚ BŁĄD? ZKOMENTUJ, OD RAZU POPRAWIĘ - NOWICJUSZ.

Komentarze : 5
2017-01-03 10:54:47 Pasterski

Próbowałeś może zjeść burger bądź żeberek w zajazd country. Mnie akurat kolega zaraził tym miejsce, kiedy mam okazje, żeby zjeść coś na DK1 podjeżdżam właśnie tam.

2016-04-19 21:52:06 miro_74

Z racji pracy przemierzam Polskę jak długa i szeroka. Generalnie rewelacji nie ma, ale humor poprawiają te miejsca gdzie rzeczywiście można zjeść świeże i pyszne danie.
Co do hoteli to da się popsuć jajecznicę i kanapki z wędliną i bez znaczenia czy to hotel **** w Wawie czy w jakiejś małej miejscowości.
Generalnie unikać miejsc gdzie żyją tylko z wesel, tam na tygodniu jest tragedia.
Dlatego praktykuję to co wyćwiczyłem w czasie jazdy rowerem, lokalna piekarnia po bułki lub kawałek chleba+drożdzówka, do spożywczaka po wodę/sok/jogurt a na lokalnym ryneczku/warzywniaku pomidor/ogórek. Jak ludzie widzą podróżnika to nie ma problemu aby wrzątku dali i herbata/kawa gotowa. Na tym jeszcze się nie zawiodłem, a i zainteresowanie miejscowych gościem siedzącym na rynku zapychającym się suchą bułką i pomidorem prawie gwarantowane.

2016-04-18 20:49:39 nowicjusz125

@ Jurajski_Zbych

Twierdziś, że "gastronomia w małych miejscowościach 'nie przędzie' za dobrze, tutaj są potrzebne dwie zmiany: zasobności naszych portfeli z jednej strony i mentalności z drugiej."

Zgadzam się! Natomiast koło rozruchowe to klienci lokalni, którzy póżniej czy prędzej zrozumią, że wydawanie pieniądz na gastronomię lokalną, to inwestycja w społeczeństwo. Gdy kwitną knajpy, podróżnicy (to my!) zatrzymujemy się, wyciągamy portfele - i koło się toczy. Warto zobaczyć kontrast między miasteczkami które rozwijają knajpy, i te, gdzie niczego (dosłownie) nie ma - oprócz może zapyziałego CPNu.

Dla mnie dobry przykład - Góra Kalwaria. Latem zbierają się tam motocykliści - bo oferta jest! Pyszny kebab, pyszne pizzy.

Nowy Tomyśl - byłem tam 13 lat temu! Już wtedy były, pamiętam, dobre punkty gastronomiczne w drodze na granicę polsko-niemiecką...

@wyga 1800/rocznik 1958:
Na wszelki wypadek, warto mieć twardy prowiant (rewelacyjne dania do podgrzania w termicznej puszce robi firma polska - chemia do grzania żarcia jest w okół produktu, a nie na spodzie, więc szybciej i skuteczniej się grzeje. Ready Food - strona rfood.pl). Natomiast, uważam że warto jest wspierać kiełkującą gospodarkę usługową w mniejszych polskich miasteczkach - chętnie tam zostawiam moje pieniążki, zarobione w M. St. Warszawa.

2016-04-18 16:35:37 wyga 1800/rocznik 1958/

Na motocyklowo-kulinarne sprawy warto zwrócić dużą uwagę a to z tego powodu że na motocyklu trochę ciężko zacisnąć pośladki po"wspaniałych " wiktuałach i jazda staje się koszmarem. /z pewnością właściciele skuterów moją łatwiej/ Dodatkowo ubiór stanowi kolejne utrudnienie do gwałtownego wyswobodzenia się w razie pilnej potrzeby.Koledzy piszą o miejscach w których warto się zatrzymać na popas. Podróżując zwracam uwagę na to czy w miejscu gdzie się zatrzymałem na posiłek zatrzymują się tiry i dostawczaki. Często słucham ich na motocyklu przez CB radio-wymieniają doświadczenia pomiędzy sobą co do jakości pożywienia Dotyczy to bez wyjątku wszystkich krajów tzw. demoludów. Podróżując motocyklem z reguły staram się być samowystarczalny bo przecież na trasie nie można gdzieś zostać przypadkowo o "suchym pysku". Po przygodach gastrycznych w Prowansji /flaki-porządny polski producent/ teraz bardzo starannie dobieram swoją spiżarnię na wyjazd. Najmniejszy problem jest w podróży po Skandynawii bo temperatury są zbliżone do tych w jakich żywność powinno się przechowywać. Na odludziu warto mieć ze sobą palnik, wodę pajdę chleba kilka porcji liofilizowanej żywności nie wspominając o kultowej "mielonce turystycznej" czy chińskiej zupce. Na bliższe wypady powinno wystarczyć awaryjne jakieś picie,batonik lub tabliczka czekolady.Najważniejsza jest świadomość że coś tam ze sobą zawsze mam do jedzenia. Pozdrawiam turystów i podróżników motocyklowych.

2016-04-18 09:38:02 Jurajski_Zbych

Hejka nowicjusz !
Jak zwykle miło czyta się twoje spostrzeżenia z trasy, a w zasadzie czasem odkrywanie Polski - jakbym to nazwał. Kraj to piękny, tylko ludzie.... a może Piłsudskiego nie będę dzisiaj cytował.
Niestety gastronomia pasuje do cytatu z Marszałka, bowiem zdaje się czasem, że właściciele knajp w Polsce to grupa zabójców, która chce jak najszybciej się wzbogacić kosztem twego zdrowia.
Tak się składa że w latach 2000-2010 byłem przedstawicielem handlowym w północnej Polsce, mieszkając w południowej i 5 dni w tygodniu byłem w delegacji. Co za tym idzie jadłem głównie w hotelach i knajpach. O ile w hotelu, nie da się popsuć kanapek z wędliną i pomidorem i jajecznicy - i to jedzenie jest względnie świeże i smaczne, o tyle w tzw barach jest kompletny misz masz i głównie stare śmierdzące i odgrzewane kotlety i to dosłownie. Dlatego z latami staram się unikać takich miejsc i wolę kanapkę z herbatą z termosu niż stołowanie się w knajpach.
Niestety jest też tak, że w małych miejscowościach chodzenie po restauracjach jest "passe" i jednocześnie dowodem, że się jest "za bogatym" czego lokalne społeczności nie lubią - dlatego gastronomia w małych miejscowościach "nie przędzie" za dobrze, tutaj są potrzebne dwie zmiany: zasobności naszych portfeli z jednej strony i mentalności z drugiej. W dużych miastach Europy Zach. jest tak że prościej jest zarobić 8 E na godzine i za godzinę pracy zjeść jakiś posiłek na mieście niż robić "zakupy do niego" - jedzenie na mieście po prostu wychodzi taniej. U nas niestety na godzinę zarabia się 12 złotych i prościej za to kupić kg kurczaka, by wyżywić całą rodzinę niż iść z nią do knajpy gdzie rachunek wyniósłby pewnie ok 130 zł; Dlatego ogólnie gastronomia w Polsce szwankuje i jako człowiek, który sam dużo gotuje, i tematem kuchni po prostu interesuję się od lat - mam na ten temat dość smutne przemyślenia.
Ale są światełka w tunelu - wciąż są miejsca wręcz słynne na całą Polskę jak smażalnia Okoń k. Pasłęka czy Nad Stawem w Nowym Tomyślu (że wymienię tylko rybne które uwielbiam) gdzie zjeżdża cała Polska bo "tu można dobrze zjeść". Oby więcej takich miejsc.

  • Dodaj komentarz