01.03.2015 20:34
Moja pierwsza gleba
Nie odstawiłem motocykl na zimę - najdłuższy okres między odpaleniem silnika i przenajmniej krótką jazdę to dwa tygodnie i jeden dzień. Łagodny grudzień, łagodny styczeń, łagodny luty. Dziś było wręcz wiosennie... +9C, słoneczko, czas na popołudniową jazdę. Wczoraj krótka przejażdżka, dziś też nic ambitnego.
Nie daleko od domu, jadę sobie polną dróżką (bez asfaltu); już sucha. Wszystko fajnie, za kilkaset metrów przede mną będzie już droga, asfalt. A tu, ok. 60m przed tą drogą, polna dróżka została zmielona na bagno przez jakiś ciężki sprzęt budowlany; wiele śladów gąsienic. Obawiam się, że zagrzęznę, wieć daję niższy bieg. Jakoś surfuję przez błoto, tylno koło macha na lewo i na prawo. Buty mam przy ziemi. Jakoś udaje mi się ruszać dalej do przodu. Niższy bieg = wyższe obroty... przeskakuję krawężnik, już jestem na asfalcie (sprawdziłem - nie ma ruchu). Nagle tylne koło łapie terrę firmą, motocykl rzuca do przodu. Gwałtownie skręcam w lewo - no i tylna opona, cała w błocie - nie daje sobie radą, motocykl pada na lewy bok. Ja padam na lewe kolano, biodro i ramię.
Podnoszę się, Pusta droga. Silnik zgasł, kilka kropli benzyny na jezdni. Podnoszę motocykl.
Na szczęście nic się nie stało; dodatkowe zarysowania na końcówce kierownicy (już mnie raz upadł motocykl na pierwszych próbach), a za to, że wtedy mnie odłamała się końcówka klamki od sprzęgła, więc bez nowych szkód. Lekka kontuzja kolana i biodra - prawie nic.
Prostuję lewe lusterko, wskakuję na motocykl, odpalam silnik - startuje bez problemu. I odjeżdżam ze sceny Mojej Pierwszej Gleby. Silnik działa normalnie. Wracam do domu, i przed garażem sprawdzam, czy nie ma jakiegoś wycieku... Zostawiam pół godziny... nic. Ani kropla. Więc czas na kolejną wyprawę, dłuższa. Przejeżdżam ok. 30 km, wracam, czas na gorącą herbatę i reflekcje.
Jeszcze nie jechałem po takiej nawierzchni - zmielone błoto, gęste i ślizkie. Myślałem tylko o tym, aby nie zagrząść w bagnie, forsowałem do przodu, aby dojechać szczęśliwie do asfaltu. Nie myślałem, co potem. Martwiłem się, że bez rozpędu, i to w niższym biegu, skończy się tym, że będę musiał wyholować motocykl z bagna. Nie miałem wyobrażenia, jak motocykl zreaguje, kiedy dotrze do asfaltu...
Druga lekcja - koniecznie muszę sobie kupić spodnie w ochraniaczami na kolana i biodra. Przy prędkości 10-15kmh bez większego problem, mały guz, ale nic nie boli, chodzę. Ale mogło być gorzej. Kurtka - tak naprawdę kurtki - skórzana kurtka Perfecto nad którą noszę żółtą odblaskową kurtkę - zdała egzamin - nawet nie wiem w którym miejscu ramie czy łokieć uderzyły ziemię.
Trzecia lekcja - drobniutka gleba to nie koniec świata. Hop na motor i jechać dalej. Cieszyć się jazdą, uczyć się na błedach.
Samozadowolenie - najbliższe słowo do angielskiego 'complacency'. To jest największy wróg bezpiecznej jazdy. Jak się mnie udało raz, drugi, trzeci - to mnie się zawsze uda.
Komentarze : 9
Jak na moje, im wcześniej się kierowca glebnie, tym lepiej. Ja mam to szczęście, że już w pierwszym sezonie na ETZ 150 wpadłem w Tico. Czemu szczęście? Sam fakt, że mi nic się nie stało ale też doświadczenie - dziś nie myślę o gonitwie przez miasto, uważnie obserwuję otoczenie drogi. Gdyby nie to zderzenie, kto wie, jakbym dziś jeździł. Może ganiał jak debil. Albo już bym nie jeździł :P
Na szczęście nic sie nie stało, wstydu tez nie ma, każdy sie kiedyś wywróci. Uważaj na siebie, dobre ciuchy nie zaszkodzą, ale nic nie zastąpi doświadczenia. Pozdrawiam!
Taniej kupisz w UK, za takie portki ostatnio dałem 30 funtów jeansy podszyte kevlarem + ochraniacze na kolana i biodra.
Wybieram się w sobotę aby kupić kevlarowe jeansy!
Dzięki za porady :-)
Dobre wrażenie zrobiły na mnie też jeansy 4SR, które mają bardzo rozbudowane ochraniacze kolan sięgające nisko na piszczele i zamocowane na specjalnym sciągączu, który ciasno przylega do nogi. Efekt bardzo dobry, bo bez względu na pozycję nogi miałem wrażenie, że ochraniacz jest zawsze na swoim miejscu. Też jako jedyne jeansy, które oglądałem miały zamek do spięcia spodni z kurtką.
Niestety nie udało mi się dopasować do rozmiarówki.
Jeans z kevlarem świetna sprawa. Sam ostatnio zakupiłem polskie Freestar-y Road Vintage i jestem z nich mega zadowolony. Za nieco ponad 400 stówki dostałem zupełnie normalnie wyglądające jeansy, a w nich wypinane portki kevlarowe od pasa do kolan plus 5 ochraniaczy: kość ogonowa, biodra, kolana. Ochraniacze certyfikowane Sas Teca.
Jak dla mnie to idealny kompromis między bezpieczeństwem, komfortem i ceną na codzienne latanie do pracy.
Co wy macie z tym samozadowalaniem sie na motocyklu... świntuchy
Polecam jeansy z kevlarem i ochraniaczami, wyglądają jak zwykłe spodnie z pozoru. W dodatku oddychają jak każde jeansy.
nie przejmuj się, jak piszesz hop na moto i dalej. na pocieszenie powiem Ci, że gleba przy offroadzie, nawet początkowym, ultra lekkim, ale jednak offroadzie to coś najzupełniej normalnego, moim zdaniem zupełnie różnego od gleby typowo asfaltowej. obserwowałem raz jak kumpel na WR450 podjeżdżał pod wysoką hałdę. trzy razy wyglebił i staczał się ze sprzętem w dół, a wjechał za czwartym razem. normalka. mówił, że ćwiczył podjazd na górę przez pół roku:)
co do spodni bez ochraniaczy, to nie najlepszy pomysł:)
a co do samozadowolenia poświęcam wiele energii na tłumienie tego uczucia, o czym wielokrotnie pisałem.
staram się zawsze pamiętać, że to nie ja na nim jadę, tylko że to on wiezie mnie na swoim grzbiecie
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (9)
- O moim motocyklu (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)